ANNA NOVA- eine polnische Künstlerin,die ihre Emigration nach Deutschland und ihr Polnisch-Deutsch-Sein verarbeitet im Gespräch mit Elizeusz Plichta vom Radio Darmstadt, Sendemacher von Bigos. ANNA NOVA- polska artystka, jej muzyka i emigrancki los, w rozmowie z Elizeuszem Plichta z Radia Darmstadt,redaktorem audycji Bigos

E.P.

„Chcę się podzielić z Toba moimi przeżyciami, doświadczeniami i myślami. Wierze, że moje piosenki to wszystko odzwierciedlają”. Emigracja czy emigration? To płyta, która wzrusza mnie z kilku powodów. Muzycznie, ale głównie tekstowo. Skąd się wzięła ANNA NOVA?

A.N.

Skąd się wytrzasnęla? (śmiech)

E.P.

Tak. Dlaczego teraz się o Tobie dowiadujemy? Jak długo mieszkasz w Niemczech?

A.N.

Mieszkam tutaj od 1991 roku. Kawał czasu, który biegnie nieubłagalnie. Pytasz czy tytuł płyty to emigracja czy „emigrejszyn”, raczej Die Emigration. To podwóje, dwujęzyczne wydawnictwo. Po polsku i po niemiecku. Teksty są przetłumaczone prawie 1:1. Różnicą są jedynie utwory kończące płyty. Polski cover na jednej i piosenka Philla Collinsa „Take me home” na drugiej. Dlatego tytuł to nie angielskie emigration, tylko emigracja po niemiecku. Pracowaliśmy nad tym projektem około 4-5 lat, to był bardzo długi proces.

E.P.

Mówisz „pracowaliśmy”. Z kim?

A.N. Mam głownie na myśli Elę Madreiter, autorkę tekstów. To Polka, która jest na obczyźnie, można powiedzieć, że na emigracji w Austrii. Dodam jeszcze głównego aranżera i producenta – Grzegorza Stasiuka.

E.P.

Jak to się stało, że zajęłaś się zawodowo muzyką? Chodziłaś do szkoły muzycznej, są to tradycje rodzinne? Muzykę komponujesz sama.

A.N.

Komponowanie to też był proces. Nie wierzyłam we własne umiejętności, muszę to przyznać. Korzenie są w rodzinie. Tata jest muzykiem, urodziłam się i w domu zawsze była muzyka. Mam nawet kasetę, na której śpiewam mając 5 lat. Tata mi akompaniuje. To ciekawa historia, bo ta kaseta już wtedy połączona była z emigracją. Po stanie wojennym wyemigrowała do Niemiec moja babcia, która jest „pół Niemką” . Nie było szans na telefoniczny kontakt, a że miała urodziny to tata wymyślił, że złożymy jej życzenia za pomocą tej kasety. To dla niej była nagrywana ta kaseta z jesiennymi piosenkami, których nauczyłam się w przedszkolu. Muzyka więc była w domu i to naturalne było, że wysłano mnie do szkoły muzycznej w Poznaniu.

E.P.

Jak doszło do kontaktu z Elżbietą Madreiter?

A.N.

Na żywo spotkałyśmy się po 3 latach intensywnej pracy. Zaistniałam na portalu „Parnas”, który promuje artystów głównie wokół tematów literackich, ale też muzyków. Zajmuje się nim Remigiusz Grzela, który jest pisarzem oraz dziennikarzem, i dla mnie zorganizował w roku 2006 koncert promocyjny w Warszawie. Ela też tam była i odnalazła mnie, ponieważ szukała wtedy kogoś kto napisze muzykę do jej 2-3 wierszy. Spodobała mi się jej twórczość, jednak nie pamiętam dlaczego, ale wtedy nic z tego nie wyszło. Przygoda się jednak rozpoczęła, bo ja byłam wtedy na etapie szukania tekstów. Przygoda, bo to była bardzo intensywna praca. Opisywałam jej moje życie w Polsce, gdyż wróciłam wtedy do Poznania, a ona mi odpowiadała tekstami w mejlach. Przez kilka miesięcy powstało ok. 100 tekstów.

E.P.

Ela pisze w języku polskim czy po niemiecku?

A.N.

Ela wyemigrowała do Austrii jako dorosła osoba. Pisze głównie po polsku. W czasie powstawania tego projektu nie wiedziałyśmy, że tytuł będzie taki a nie inny. W praniu wszystko wyszło. Kiedy się zdecydowałyśmy na „Emigration” pomyślałyśmy o dwujęzycznej wersji. Powstawały piosenki po niemiecku, ja trochę poprawiałam. W sumie pracowałyśmy w dwójkę. Starałyśmy się, żeby wersja niemiecka była tak plastyczna jak w języku polskim. Przyznam, że większość niemieckich słuchaczy uważa, że po polsku te piosenki są trochę lepsze.

E.P.

Jakie to uczucie, kiedy urodzi się „bliźniaczki”?

A.N.

(śmiech) Ela jest mamą bliźniaków, dlatego się śmieję. To był trudny poród. Projekt przeszedł bardzo dużo, a ja razem z nim. Dlatego w dniu wydania, 4 listopada 2011 roku, w dniu oficjalnego release

concert kiedy dostałam tę płytę do ręki to same popłynęły łzy szczęścia. Nie mogłam w to uwierzyć, że w końcu się to udało.

E.P.

Intrygują mnie twoje zdjęcia. Kto jest ich autorem?

A.N.

Autorem jest Monika Lisiecka. Wspaniała osoba. Bardzo polecam. Niezwykle uzdolniona artystka. Pracuje głównie z muzykami. Szczerze przyznam, że to przypadek. W 2009 roku przed premierą płyty zaprezentowałam ten materiał w Poznaniu. Wtedy projekt okładki był zupełnie inny. Zdjęcie pochodziło z sesji na Alexanderplatz w Berlinie. Ktoś z branży marketingowej zwrócił mi uwagę na to, że moja muzyka jest zupełnie inna niż te zdjęcia, że kojarzą się zupełnie z czymś innym. Wiosną zeszłego roku zdałam sobie sprawę, że ten człowiek miał rację. Przeglądając zdjęcia Moniki „Mony” stwierdziłam, że ta eMigracja nie dotyczy tylko dosłownego przemieszczania się, ale to tez wewnętrzny proces. Dlatego zdjęcie z zamkniętymi oczami jak najbardziej ukazuje spojrzenie do środka, w nas samych.

E.P.

A kto jest tym aniołem?

A.N.

(śmiech) To też ja.

E.P.

Kobieta zmienną jest. Anioł ma bujną czuprynę włosów. Zresztą sporo tutaj jest ukrytych znaczeń. Tytuł graficznie brzmi eMigration. Dlaczego „e” jest z małej litery, a „M” z wielkiej?

A.N.

Teksty odnoszą się jak już wspomniałam nie tylko do fizycznej emigracji, ale także do tej migracji w nas samych, do tych wewnętrznych zmian. Ela opisywała głównie moje przeżycia z powrotu emigrantki. Projekt powstał w Polsce. Po 13 latach mieszkania w Niemczech wróciłam jako dorosła osoba do Polski. Ukazany jest konflikt uświadomienia sobie, że moje korzenie są polskie, że jestem Polką z pochodzenia, ale przyjeżdżając po tylu latach na tyle się zmieniłam, że nie rozumiem do końca tej polskiej mentalności. Tak powstała piosenka „Płynę pod prąd”. Tak się czułam, że myślę inaczej i inaczej funkcjonuję. „Chcę pofrunąć” mówi o chęci uniesienia się, ale ciągle coś mi na to nie pozwala. To też te wewnętrzne rozterki. Ela imponuje mi zabawą słowami. To ją wyróżnia i jest w jej twórczości czymś szczególnym.

E.P.

Anna Nova stawia kroki w czasie tymczasowym i chyba niczego nie żałuje bo dobrze zaczyna się dziać?

A.N.

(śmiech) Tak powolutku naprawdę chyba tak. Nie, niczego nie żałuję. Tak już bywa, że wszystkie rzeczy, które się wydarzają w życiu nie do końca się rozumie lub widzi się tylko te negatywne. Po fakcie dopiero się zauważa, że po coś to wszystko było. Ja w to wierze, że wszystko po coś jest. Upadki, że czasem idzie nie tak jakbyśmy chcieli. Mam wrażenie, że to wszystko tak miało być. Projekt bardzo długo potrzebował czasu do ukończenia, wyprodukowania. Jednak tak miało być.

E.P.

To dobrze, że ten materiał jest taki dojrzały. Często się zastanawiam, nad nami, nad ludźmi, którzy się przenieśli do zupełnie innej rzeczywistości. Bo dzisiejsza emigracja to wyjazd z kraju, który jest zupełnie inną Polską niż 20-30 lat temu. Emigracja lat 50-60, czy wyjazdy przymusowe w latach 70-tych, polityczna i zarobkowa emigracja lat 80-tych. To bardzo różni ludzie. Część żałuje, że musiała opuścić Polskę, inni są zadowoleni z perspektyw i możliwości rozwoju na Zachodzie. Ty próbujesz się odnaleźć w jednej i drugiej rzeczywistości.

A.N.

Teraz się to trochę uspokoiło. Jednak bardzo długo miałam to rozdarcie. Jak wyjeżdżałam z rodzicami mając 13 lat to bardzo to przeżyłam. Bardzo nie chciałam wyjechać. Chodziłam do bardzo szczególnej szkoły, do Państwowego Liceum Muzycznego. Ta szkoła jest takim bardzo niesamowitym miejscem. Cały dzień, oprócz normalnych zajęć, wszystko kręci się wokół muzyki. Dla dziecka jest to niesamowite przeżycie. Śpiewałam w fantastycznym chórze, nagrywaliśmy płyty ze znanymi wokalistami. Jako 11 latka miałam występy w operze. Działy się wspaniałe rzeczy i nagle zostałam wyrwana z tego życia. Chcąc nie chcąc musiałam się dostosować do decyzji rodziców. Bardzo długo potrzebowałam nie tyle, żeby się zaaklimatyzować, ale żeby zaakceptować Berlin jako mój dom. Pamiętam, że dopiero po 5 latach, podczas powrotu z wakacji w Polsce wjeżdżając pociągiem do Berlina pomyślałam: ok, jestem w domu. Ta tęsknota powodowała, że zawsze chciałam wrócić do Polski. Jednak jak wróciłam do Poznania to po kilku latach zaczęłam tęsknić za Berlinem (śmiech).

E.P.

Niestety tak już będzie zawsze.

A.N.

Niestety chyba tak. Dlatego ciekawi mnie to, nawet u tych teraźniejszych emigrantów , czy Ci ludzie tęsknią? Czy to nie jest tak, że te korzenie pozostają tam gdzie się urodziliśmy?

E.P.

Chyba wszyscy tęsknią. Spotykam się z ludźmi, którzy uważają, że są już tak bardzo zagrzebani w tej rzeczywistości, czują się nawet Niemcami. Wtedy im zadaję proste pytania: jaką książkę ostatnio czytałeś, kiedy byłaś w teatrze, w jaki sposób się utożsamiasz z tą kulturą? Zazwyczaj następuje moment głębokiego zastanowienia się. Oczywiście dla pokolenia, które się urodziło już na emigracji to nie ma znaczenia. Jednak ludzie sobie zdają sprawę, że są także na tej wewnętrznej emigracji. Jakie plany przed Tobą, plany związane z tą płytą?

A.N.

Mam nadzieję, że coś się jeszcze wydarzy. To początek. Jestem niesamowicie wzruszona okazanym zainteresowaniem. Ty się do mnie odezwałeś, Pan Marek Niedźwiecki z Trójki zaprezentował na antenie „Bossę i Novę”. To było tak niesamowite zaskoczenie. Znajoma podała mi kilka nazwisk z Trójki, nie było wśród nich Pana Marka, a to właśnie on puścił moją muzykę. Jak małe dziecko skakałam po całym mieszkaniu i przez cały weekend nie mogłam w to uwierzyć, że Pan Marek Niedźwiecki Annę Novą i jej „eMigrację” puścił.

E.P.

Muszę dodać, że Pan Marek nie tylko zaprezentował Twoją piosenkę, ale pięknie o Tobie i Twojej płycie wspomniał w RadioNewsLetter.pl, internetowym magazynie radiowców i branży muzycznej. Mam nadzieję, że to się przełoży na zainteresowanie innych koleżanek i kolegów. Miejmy nadzieję, że może się kiedyś pojawisz na Liście Przebojów Trójki.

A.N.

Muszę ważną rzecz dopowiedzieć . Płytę wydałam sama, dlatego długo to trwało. To była wielka walka ponieważ cały czas próbowałam znaleźć wytwórnię. Póki co nie znalazłam. Może się to jeszcze zdarzy. Na razie jest 500 sztuk. Czyli można ją już kupić. Kontakt znajdziecie Państwo na fb– Anna Nova. Zapraszam. Nie wiem jak się to wszystko potoczy, może nie znajdzie się wytwórnia i zostanie to wszystko przy mnie. Internet jest takim medium, dzięki któremu można płyty sprzedawać. Próbuję różnymi kanałami dotrzeć do słuchaczy, bo temat jest ciekawy i ciągle aktualny, a dwujęzyczność tej płyty jest jej dodatkowym atutem.

E.P.

Na pewno będziemy Cię wspierać i promować. Ciekawych i zdolnych artystów, którzy tworzą poza Polską jest spora grupa. Bea Linska z Freiburga czy Margaux Kier z Kolonii, Celina Muza w Berlinie, jest kilka kapel rockowo –bluesowych, Marcin Budziński z Marianem Pampuchem chociażby z naszego podwórka. Sądzę, że Polonia niemiecka powinna się zmobilizować i powalczyć o was. Pokazać Polsce, że tutaj też mamy ciekawych i wartościowych artystów.

Ważną składową Twojej płyty są muzycy. Jak do nich dotarłaś?

A.N.

Pracę rozpoczęłam z dwoma poznańskimi muzykami: z Grzegorzem Stasiukiem i Maciejem Muraszkiem. Po stworzeniu około 4 piosenek rozpadło się to, bo chłopcy zaczęli intensywną współpracę z Maciejem Maleńczukiem jako Psychodancing. Po prostu zabrakło im czasu na jakąś tam Anię (śmiech). Musiałam podjąć jakieś kroki i zapytałam Marcina Górnego, który też jest z Poznania. Tym Marcinem od słynnego Zbigniewa Górnego. Marcin jest wspaniałym producentem, aranżerem, gra też w Poluzjantach, jest tam klawiszowcem. Dzięki Marcinowi byłam w stanie wykonać koncert premierowy w Poznaniu. Los tak chciał, że Marcin też zaczął intensywną pracę w zespole i nie mogłam z nim ukończyć płyty. Aranże były już gotowe, ale ciągle to nie był materiał do wydania na płytę. Nastąpiła dłuższa przerwa i w sumie przez przypadek napisałam do wspomnianego już Grzesia Stasiuka. Podczas spotkania po prostu zapytałam czy by tego projektu nie dokończył, a on się zgodził. Wzruszające to było, że osoba, z którą zaczęłam jednak dokończyła moją płytę. Muzycy na płycie to głównie poznaniacy. Wspaniały saksofonista Paweł Pełczyński z De Mono, znany także z programu „Jaka to melodia”. Krzysztof Stanela intensywnie współpracujący z Katarzyną Skrzynecką. To bardzo wspaniali muzycy i znani na polskim rynku.

E.P.

Zdradź mi tajemnicę jak chcesz koncertować?

A.N.

(śmiech) Odpowiem inaczej. Planujemy trasę na jesień. Chcemy to dobrze przygotować. Będziemy grać w Polsce i Niemczech. Wcześniej też mam kilka koncertów. Na początku maja grałam w Magdeburgu i Berlinie na imprezach polsko-niemieckich. W czerwcu i lipcu mam zamiar pojawić się w Warszawie. Powolutku zaczyna się coś układać. Mój materiał jest elektro-akustyczny. Jest pomysł, żeby to byli muzycy polscy i niemieccy. Możliwe, że to będzie polsko-niemieckie koncertowanie.

E.P.

Nie bałaś się zakończenia pierwszej płyty?

A.N. (śmiech). Nie mogłam się bać jeśli chodzi o polską część, bo wcześniej nie znałam Obywatela G.C. Ela podsunęła mi pomysł, żeby zaśpiewać „Nie pytaj o Polskę”. „Take me Home” Philla Collinsa, to utwór kończący niemieckojęzyczną część i to była moja decyzja. Sądziłam, że to będzie miłe zakończenie poszukiwań mojego domu. W oryginale to „up tempo”, a my zrobiliśmy z tego balladę. „Nie pytaj o Polskę” wydawało mi się idealną odpowiedzią na pytanie, które wszyscy mi zadawali w Poznaniu i Polsce: „Dlaczego wróciłaś? Dlaczego ty tutaj wróciłaś?” Nie mogli tego kompletnie zrozumieć. I to jest moja odpowiedź. Nie pytaj mnie dlaczego chcę się budzić tu i zasypiać. Nie pytaj mnie o to.

E.P.

Czy w każdej płycie znajduje się piórko Anioła?

A.N.

(śmiech). Śmieję się bo znajomy muzyk zażyczył sobie płytę w grudniu, jakoś przed świętami. Ma dwójkę dzieci, które są teraz święcie przekonane, że jestem prawdziwym aniołem. Szczerze przyznam, że już na sam koniec ten pomysł wpadł mi do głowy. W logu Anna Nova jest piórko i nie wiem jak ty to odebrałeś, ale dla mnie to taki bardzo czuły element kiedy otwiera się płytę a tam znajdujesz małe, białe piórko.

E.P.

Życzę powodzenia. Będziemy pilnie obserwować drogę Twojej kariery. Pozdrowienia dla Eli. Zaprzyjaźniłyście się?

A.N.

Oczywiście. To taka wirtualna na razie przyjaźń, ale niezwykle silna łączy nas więź. Śmiejemy się i nazywamy się same Fridami, bo jest taki obraz Fridy Kahlo (przyp. Le Due Fride), gdzie ona siebie namalowała jakby podwójnie i one są ze sobą złączone chyba cienkimi żyłami i ja mam taką więź z Elą, że mimo tej odległości jesteśmy sobie bardzo bliskie. Dziękuję. Dziękuję za życzenia, za możliwość porozmawiania i za trzymanie kciuków.

Elizeusz Plichta

Radio Darmstadt 103,4 FM

Polnische Redaktion

www.radiodarmstadt.de

www.bigos-da.de

Sa/sobota 15.00-17.00

+49 177 614 62 64

+49 6151 87 00 100

Schreibe einen Kommentar

Deine E-Mail-Adresse wird nicht veröffentlicht. Erforderliche Felder sind mit * markiert